Ustawa kompetencyjna jest niekonstytucyjna; pominiemy ją
Ustawa o współpracy władz ws. przewodnictwa Polski w Radzie UE, potocznie zwana tzw. ustawą kompetencyjną, zakłada, że rząd ma przedkładać prezydentowi propozycje kandydatur na stanowiska: członka Komisji Europejskiej; członka Trybunału Obrachunkowego; sędziego Trybunału Sprawiedliwości UE; rzecznika generalnego TSUE; członka Komitetu Ekonomiczno-Społecznego; członka Komitetu Regionów oraz dyrektora w Europejskim Banku Inwestycyjnym. Następie prezydent ma w terminie 14 dni wyrazić zgodę bądź odmówić desygnowania danych kandydatów.
W poniedziałek w radiu TOK FM wiceminister SZ Andrzej Szejna pytany był o to, czy jego zdaniem w kwestii obsady unijnych stanowisk nie dojdzie do tarć między rządem i prezydentem.
Wiceszef MSZ odparł, że jest to możliwe, wskazując, że podczas wizyt zagranicznych prezydent zachowuje się zupełnie inaczej niż w kraju. "Kiedy wraca do Polski, to jest jak dr Jekyll i Mr Hyde - przeistacza się w wykonawcę polityki PiS. Dlatego bardzo się boję, ż do takiego starcia może dojść, jeśli zainspiruje go do tego jego szef polityczny Jarosław Kaczyński" - odparł.
Na uwagę, iż PiS wysunął już kandydaturę na stanowisko komisarza, Szejna odparł, że od zgłaszania takiego kandydata jest rząd, "a nie Nowogrodzka". "Prezydent nigdzie w konstytucji nie ma tego typu uprawnień, wręcz przeciwnie, konstytucja w art. 146 stanowi, że to rząd realizuje politykę zagraniczną (...), a prezydent współpracuje - nie narzuca - więc ta ustawa (ustawa kompetencyjna - PAP) jest niekonstytucyjna i ją po prostu ominiemy" - powiedział.
Dopytywany, czy podziela zdanie b. premiera, europosła Włodzimierza Cimoszewicza, który w Polsat News stwierdził, że rząd powinien zlekceważyć stanowisko prezydenta ws. unijnego komisarza, Szejna powtórzył swoje wcześniejsze stanowisko. "Właśnie to przed chwilą powiedziałem. Te ustawę ominiemy po prostu, a nawet pominiemy, żeby było już stanowczo" - podkreślił.
"Co zrobi pan prezydent, jak my zgłosimy tych kandydatów i oni zostaną zaakceptowani w normalnej procedurze? Nic?" - dodał. Jak zaznaczył, chciałby, by prezydent współpracował przy unijnych nominacjach, ale jeśli do tego nie dojdzie, to rząd postąpi "zgodnie z konstytucją".
Podobne stanowisko wiceminister wyraził w kwestii odwoływania i powoływania nowych ambasadorów, co nazwał "naprawianiem" oraz "odpartyjnianiem" polskiej dyplomacji. "Jeżeli prezydent nie będzie nam na to pozwalał, to będziemy szukać rozwiązań, by tę dyplomację naprawić inaczej, bez pana prezydenta" - powiedział.
Na pytanie, czy oznacza to, że w tej sprawie nie ma porozumienia, Szejna odparł, że czasami wyglądało już, że porozumienie jest. "Potem nagle pan prezydent przewracał stolik" - powiedział.
Wiceminister zapytany był również o doniesienia brytyjskiego "The Times", zgodnie z którymi w przypadku reelekcji w listopadowych wyborach Donald Trump zamierza zażądać od państw NATO zwiększenia wydatków na obronność do poziomu 3 proc. PKB jako warunku zobowiązania USA na rzecz obrony Europy. Trumpa zainspirować miał do tego prezydent Andrzej Duda.
"Zakładam, że pan prezydent miał dobre intencje (...) Ale nieraz piekło wybrukowane jest dobrymi intencjami" - powiedział Szejna. Jak podkreślił, propozycja przeznaczenia 3 proc. PKB na obronność jest "nie do przyjęcia", bo wiele krajów Sojuszu nie spełnia już progu 2 proc. "Narzucanie 3 proc. zacznie budzić niepokój, niesnaski" - powiedział, dodając, że taki pomysł to również "woda na młyn dla Donalda Trumpa, który szuka konfliktów".
Na początku września ub. r. prezydent Duda podpisał ustawę o współpracy władz ws. przewodnictwa Polski w Radzie UE, które będzie miało miejsce w pierwszej połowie 2025 r. Ustawa była inicjatywą prezydenta Dudy i w trakcie prac parlamentarnych była krytykowana przez ówczesną opozycję, która zarzucała, że nowe przepisy są niekonstytucyjne, zaś motywacją ich wprowadzenia jest strach przed utratą władzy, a co za tym idzie - utrata wpływu na politykę europejską przez PiS. (PAP)
sno/ itm/